Leopold Zgoda Leopold Zgoda
1133
BLOG

Janina Cunnelly nie żyje

Leopold Zgoda Leopold Zgoda Rozmaitości Obserwuj notkę 18

"Jestem pisarką, co więcej mogłabym zrobić?" To były Jej słowa wypowiedziane podczas jednego z naszych spotkań w kawiarni "Avanti" przy ul. Karmelickiej w Krakowie. Tam było nam najbardziej "po drodze". Czas mijał i nasze rozmowy urywały się nagle. Czasami dzwoniła, częściej dzwoniłem ja. Jakiś czas temu powiedziała mi, że jest bardzo chora i jest u rodziny poza Krakowem. Obiecała, że zadzwoni. Czekałem, dzwoniłem, nie odpowiadała. Dzisiaj już wiem, że była śmiertelnie chora i coraz trudniej było Jej mówić.

Nasze "niedokończone rozmowy" zawsze dotykały spraw egzystencjalnie znaczących: wolności, odpowiedzialności, przyjaźni, miłości, wierności sobie i innym, domu rodzinnego, egoizmu, obojętności, pozornych gestów zainteresowania, samotności, zdrady i sensu twórczej pracy. Myślałem, że ten czas bezinteresownych spotkań i rozmów był najlepszym darem, jaki mogliśmy sobie ofiarować.

Jedynie dobry film mógł Ją odwieść po naszym spotkaniu od szybkiego powrotu do domu, do bohaterów kolejnej powieści. Odnosiłem wrażenie, że tylko praca, kawa i film utrzymują Ją przy życiu. Żyła więcej niż skromnie nie mając poczucia, że jej wysiłek obywatelski i twórczy jest doceniany.

Podczas studiów polonistycznych na Uniwersytecie Jagiellońskim, a może już wcześniej, tego nie wiem, zainteresowała się twórczością Josepha Conrada. Temu umiłowaniu, a tego już jestem pewien, w pełni świadomie pozostała wierna do końca. Sokratejskie przesłanie: "a bezmyślnym życiem żyć człowiekowi nie warto", podobnie jak dla Josepha Conrada i Zbigniewa Herberta, było dla pani Janiny kategorycznym imperatywem moralnym.

Po ukończeniu studiów, pokonując różnorakie trudności, wyjechała do Londynu, gdzie mieszkała i pracowała przez szesnaście lat. Po powrocie do Polski, jak mówiła, było już tylko trudniej. Wróciła, aby zaopiekować się chorą matką, którą zachowała we wdzięcznej pamięci. O mężu, który był malarzem, a który pozostał w Anglii, nie wspominała, o matce potrafiła mówić tylko pięknie. Przyznawała się jednak do tego, że tęskni za realizmem i rzetelnością środowisk angielskich.

Joseph Conrad, twierdziła, był empirystą. W opracowaniu Etyka conradowska – miara cywilizacyjnych zmianpisze: "Polska kultura czasów Solidarności nie odwołała się do Conrada. Nie nawiązano do jego rozumienia roli etyki we współczesnej cywilizacji, by doświadczenie solidarnościowe przenieść do europejskiej kultury, potwierdzając, że mieści się ono w tradycji, która jest polska i uniwersalna". Była przekonana, że wolność i czynny, praktyczny stosunek do bliźniego pozostają miarą europejskiej kultury i człowieczeństwa. Cytowany tekst sprzed kilku już lat kończy się stwierdzeniem: "Brakuje tego ogniwa. Brakuje etosu conradowskiego w polskiej kulturze współczesnej".

Kiedy miała ukazać się powieść Julia (2007), śmiem twierdzić, że najlepsza z Jej powieści, które do dzisiaj się ukazały, zapytała, czy mógłbym poprowadzić promocyjne spotkanie w Klubie "Pod Jaszczurami" w Krakowie. Wtedy jeszcze spotykaliśmy się okazjonalnie w ramach prac Fundacji Pro Publico Bono, Kolegium Wigierskiego, Akademii Oświęcimskiej czy Klubu Pochwała Inteligencji. Odpowiedziałem, że jestem zaskoczony i zaszczycony. Innym razem zapytała o jakieś interesujące miasteczko pod Krakowem, w którym mogłaby toczyć się akcja Jej powieści. Nie namyślając się wiele wymieniłem Niepołomice. Wiedziałem, jak znakomitym gospodarzem jest burmistrz tej miejscowości Stanisław Kracik, późniejszy wojewoda krakowski, a także i to, że sprawy kultury są mu wyjątkowo bliskie. Tam, w Sali Portretowej Zamku Królewskiego w Niepołomicach, w dniu 12 grudnia 2009 r. odbyła się promocja książki Toksyny. Była to bodaj cała pomoc, o którą zwróciła się do mnie pani Janina w ciągu kilku lat naszej znajomości. 

W wielu sprawach różniliśmy się i to bardzo. Pani Janina, wyjątkowo wyczulona na kłamstwo, oportunizm, egoizm i konformizm, była wymagającym rozmówcą. Aby jednak do takiej do rozmowy mogło dojść, trzeba było zdobyć Jej zaufanie i umieć słuchać. Czy była nazbyt krytyczna w swych ocenach, skoro najbardziej wymagała od siebie? Niewątpliwie miała poczucie słusznej miary, tyle tylko, że na miarę jednoznaczności Sokratesa. Czytając moje teksty w Salonie 24 zauważyła, iż mój styl pisania jest gawędziarski. Nie dbała o to, czy ta ocena mi się podoba, czy nie. Kiedy mówiłem o tym, jak wielką moją radością jest kilkuletnia wnuczka Ania, dawała mi do zrozumienia, i słusznie, że mam wdzięczne alibi, aby nie zajmować się pracą własną.

Znakomita Simone Weil, o której Czesław Miłosz napisał, że "była jedną z największych postaci, które ofiarował ludzkości śmiercionośny wiek dwudziesty", napisała: "Pisze się tak, jak się rodzi; nie ma sposobu uniknąć największego wysiłku. Ale działa się tak samo. Nie potrzebuję się obawiać, że nie zrobię największego wysiłku. Pod warunkiem tylko, że nie będę sobie kłamać, i że będę uważać". Pewien jestem tego, że słowa te odnoszą się bez najmniejszych zastrzeżeń do całego życia i bogatej twórczości pani Janiny Cunnelly.

Akcja wymienionej już powieści Julia toczy się we współczesnym Krakowie. Prowadząc promujące książkę spotkanie, a było to 26 listopada 2007 r., zapytałem, dlaczego Kraków? Czy aby nie z miłości do tego "prowincjonalnego" miasta? Jeśli tak, dodałem, to ta miłość nie jest ślepa. Miłość prawdziwa nie ucieka przed prawdą o tym, co ułomne i wstydliwe. Pani Janina nie zaprzeczyła.

Wiem, że w tych dniach miała ukazać się wydana w Toruniu powieść W pułapce wolności, której akcja dzieje się także w Krakowie. Mówiła mi, że nie będzie to lektura łatwa w Krakowie do przyjęcia. Śmierć zastała Ją przy nieukończonej korekcie. Jeszcze podczas naszego ostatniego spotkania pokazywała mi ręce, żaląc się, że nie może już pisać na komputerze. Wspomniała, jak bardzo drogie są lekarstwa, na które Jej nie jest stać. Cieszyły ją dowody uznania za powieść Julia, które dotarły ze Stanów Zjednoczonych. Mówiła, że lekarze chcą ją skierować do szpitala, ale ona woli pożyczyć pieniędzy, aby wylecieć na krótko do Grecji. Zmarła jednak w szpitalu w Krakowie w dniu 22 marca 2012 roku. Prosiła, aby pochować Ją w rodzinnej miejscowości Jedlicze k. Krosna.

Zanim ukazała się Julia była już powieść Ogon rajskiego ptaka (1999), kilka adaptacji teatralnych, w tym W oczach Zachodu Josepha Conrada, Angina Pectoris oparta na twórczości Marka Hłaski, którą wyreżyserował Jerzy Jarocki, a także innych dzieł teatralnych, filmowych i artykułów. Wcześniej był debiut, eseje, krytyka literacka i opowiadania w londyńskich "Wiadomościach", a także owocna współpraca z p. Stefanią Kossowską w londyńskim "Dzienniku Polskim". Przez dwanaście lat pracowała na Uniwersytecie Londyńskim. 

Po powrocie do kraju zaczęła od robienia wycinków prasowych w Urzędzie Miasta Krakowa, potem, znając języki, awansowała do sekcji zagranicznej. Co dalej?  Dwa miesiące po otrzymaniu nagrody za wzorową pracę od prezydenta Krakowa, została zwolniona. Była także wieloletnia współpraca z Waldemarem Ratajem, prezesem Fundacji Pro Publico Bono, także w urzędach ministerialnych Warszawy.

Ostatnia z powieści, które ukazały się do dziś, nosi tytuł Władca koni. Promocja odbyła się w Krakowie, w dniu 4 marca w Klubie Dziennikarzy "Pod Gruszką". Było to piękne spotkanie i jeszcze jedna rozmowa o tym, że nie polityka, lecz kultura zdolna jest przeobrazić naszą świadomość i przygotować do wyzwań naszych czasów. Myśl musi być wolna, bo tylko wtedy może być twórcza.

Na wiadomość o śmierci pani Janiny jedna z bliskich Jej osób napisała: "Pani też się uśmiechała. Tak nieśmiało, delikatnie i jakby z oddali".  Myślę, że tak właśnie uśmiechniętą panią Janinę będziemy najbardziej pamiętać. Chodzi jednak o pamięć, która nie tylko wspiera, ale także zobowiązuje. Abyśmy tylko umieli jej sprostać. Myślę także, że pisarska twórczość pani Janiny czeka dopiero na właściwe odkrycie. 

Absolwent i doktor Uniwersytetu Jagiellońskiego. Emerytowany nauczyciel akademicki dzisiejszego Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie oraz wykładowca w Wyższej Szkole Zarządzania i Bankowości w Krakowie. Filozof, etyk. Delegat Małopolski na I Krajowy Zjazd NSZZ "Solidarność" w Gdańsku w 1981 r., radny Rady Miasta Krakowa drugiej i trzeciej kadencji, członek władz Sejmiku Samorządowego Województwa Krakowskiego drugiej kadencji, członek i były przewodniczący Komitetu Obywatelskiego Miasta Krakowa, członek Kolegium Wigierskiego i innych stowarzyszeń, ale także wiceprzewodniczący Rady Fundacji Wspólnota Nadziei.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości